Relacja z wyjazdu do Meksyku Między tequilą a winem – luty/marzec 2020
Olbrzymi, wielokulturowy, bardzo zróżnicowany praktycznie pod każdym względem Meksyk większość przybyszów zachwyca, niektórych szokuje, ale chyba nikogo nie pozostawia na swą specyfikę obojętnym. Chcąc poznać jako tako ten kraj wypadałoby odwiedzić go przynajmniej kilka razy, a i tak pozostawałby niedosyt. Tak wiele jest tu do zobaczenia, poznania, skosztowania.
Trzecia z kolei wyprawa szlakiem meksykańskich win z krótkim przystankiem w Tequili odbyła się już, chciałoby się rzec, utartym szlakiem czyli przemierzyliśmy spory kawałek kraju począwszy od zachodniego wybrzeża aż do jego serca czyli stolicy. Tyle, że tym razem nie obyło się bez przygód z kategorii lotniczych i wcale nie dolecieliśmy do Paryża o wyznaczonej godzinie by spokojnie przesiąść się na samolot do Meksyku. Cudem udało się nam załapać na następny, wylatujący w nocy, który na szczęście bez przeszkód dowiózł nas do celu. Akurat w porę, by przesiąść się na następny, tym razem lecący do Tijuany czyli na zachodnie rubieże Meksyku. Stan Baja California uważany jest bowiem, i jak się wkrótce przekonaliśmy bardzo słusznie, za matecznik meksykańskiego winiarstwa. Odwiedziliśmy kilka zupełnie różnych winiarskich miejsc, począwszy od olbrzymiego i jednego z najbardziej rozpoznawalnych meksykańskich producentów L.A. Cetto, nie mniej zasłużonej i prężnie działającej od 1888 roku winiarni Bodegas Santo Tomás, gdzie naszym udziałem była jedyna w swoim rodzaju degustacja wśród krzewów winorośli, na maleńkiej winiarni należącej do Victora Torresa Alegre skończywszy.
Zaglądnęliśmy też do stanu Jalisco, gdzie zamiast winogradów rozciągają się olbrzymie uprawy niebieskiej agawy, z której otrzymuje się chyba najbardziej kojarzony z Meksykiem trunek czyli tequilę. Zapoznaliśmy się z procesem jej produkcji, by potem oddać się profesjonalnej degustacji. Z Guadalajary udaliśmy się w drogę do stolicy kraju, odwiedzając po drodze prawdziwe perełki architektury kolonialnej w postaci miast takich jak mieniące się kolorami Guanajuato czy przecudnej urody San Miguel de Allende. Oczywiście nie omieszkaliśmy też zawitać do jednego z najmniejszych meksykańskich stanów – Querétaro, gdyż w nim także uprawia się winorośl i produkuje niczego sobie wina. Za sprawą osiadłego tu Freixeneta stan ten uważany jest za stolicę win musujących. Organoleptycznie sprawdziliśmy, że musiaki z nowopowstałej bodegi Donato są naprawdę bardzo dobre, zatem przydomek uznaliśmy za zasłużony. Przed dotarciem do stolicy Meksyku odwiedziliśmy jeszcze jedną w czasie tej podróży, ale należącą do najważniejszych w kraju, strefę archeologiczną Teotihuacán.
Niektórzy dzielnie wspięli się na majestatyczną Piramidę Słońca, by z jej wierzchołka ogarnąć wzrokiem pozostałości tej niesamowitej kultury nadal skrywającej przed naukowcami wiele tajemnic. Ostatnim etapem podróży była stolica – miasto zupełnie niezwykłe, stanowiące frapującą mieszankę bujnej przeszłości i buzującej życiem teraźniejszości, po którym niestety trochę trudno się poruszać z powodu straszliwych korków. Ale że zwiedzanie Casa Azul czyli domu Fridy Kahlo i Diega Rivery wypadło nam w niedzielny poranek, bez problemów dotarliśmy do Coayacán – sporo oddalonej od centrum obecnie jednej z szesnastu dzielnic Dystryktu Federalnego słynącej ze wspaniałej kolonialnej architektury i niesamowitej, spowitej aurą przeszłości, atmosfery. Tutaj, w murach niebieskiego domu, poznaliśmy burzliwą historię długiego związku dwojga słynnych meksykańskich artystów, a potem z rozkoszą pobuszowaliśmy po urokliwych zaułkach tego niesamowitego, jakby oderwanego od reszty, fragmentu miasta. Na koniec tej obfitującej w atrakcje winiarsko-turystyczno-kulturowe eskapady zostawiliśmy sobie akcent religijny, którym była wizyta w sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe.
Bez względu na kwestie wiary jest to miejsce ze wszech miar warte uwagi. Chociaż kościół, w którym aktualnie znajduje się tilma z odbitym wizerunkiem Matki Bożej do przesadnie zabytkowych nie należy – wzniesiono go bowiem w latach 70. ubiegłego wieku – do całego, związanego z kultem maryjnym kompleksu należy także poprzednia, przepiękna barokowa bazylika, którą w miarę odratowano i przywrócono przynajmniej w pewnym stopniu do pionu, tak że obecnie można ją zwiedzać, urocza kaplica na szczycie wzgórza, gdzie miało miejsce objawienie, a także zachwycające, barokowe Templo del Pocito o wyjątkowej urody, wspaniale ozdobionej malowidłami, kopule. Od takiego sklepienia naprawdę trudno oderwać wzrok! Kościółek niemal zapadł się pod ziemię podczas jednego z niedawnych trzęsień ziemi. Zważywszy na ich częstotliwość bardzo byliśmy radzi, że nie dane nam było doświadczyć kolejnego i spokojnie mogliśmy się udać, jakimś cudem nie grzęznąc w korkach, na lotnisko, by tym razem już bez dodatkowych przygód odlecieć spokojnie do Polski.