Morawskie uroki i aromaty

Morawskie uroki i aromaty

Justyna Korn-Suchocka
Maj/czerwiec 2018

Kto z nas nie przejeżdżał przez Ołomuniec lub nie zahaczał o Znojmo w drodze na alpejskie szczyty? Nie każdy jednak wpada na pomysł dłuższego przystanku na Południu Czech. O tym, że warto przyjrzeć się temu rejonowi, przekonała mnie winiarska wycieczka na Morawy.

Zaczęło się od wprowadzenia w klimat. Czeski film towarzyszył nam przez całą drogę – jadąc za winem na południe obejrzeliśmy dwie części Młodego Wina łapiąc atmosferę, luz i dobry humor. Akcja filmu rozgrywa się na Morawach, w winnicy, która w dość skomplikowanych okolicznościach trafia w ręce młodego prażanina. Widoki oglądane na ekranie pojawiały się na wyciągnięcie ręki za szybą autobusu.

Morawy to ta zdecydowanie hojniej obdarzona przez naturę część Republiki Czeskiej – oczywiście z punktu widzenia enoturysty. Tutejsze winogrady zajmują ponad 18 tysięcy hektarów i rozciągają się wzdłuż południowej granicy Czech – to tu znajduje się przeważająca część winnic tego kraju – nie mogę napisać „czeskich”, bo to określenie dotyczy li tylko maleńkiego (mniej niż 1 tysiąc hektarów) regionu winiarskiego na zachodzie. Jeśli podczas pobytu w morawskiej piwnicy zapytasz o czeskie wina, skonfundowany winiarz wyśle cię do Litomierzyc albo Mielnika pod Pragą, a najpewniej potraktuje cię jak zupełnego ignoranta.

Pisząc o skonfundowaniu, warto wspomnieć o uroku czeskiego języka, tak przecież podobnego do naszego ojczystego. Oprócz podobieństw, nie brak tzw. językowych „fałszywych przyjaciół”. Pytając Czecha o „sklep”, zawędrujemy do winiarskiej piwnicy, natomiast zachwycając się unikatowym „zapachem” wina ryzykujemy widok grymasu na twarzy czeskiego sommeliera. „Zapach” w języku czeskim to nic innego jak „smród”, dlatego często uciekaliśmy się do określenia „aromat”. Trzeba pamiętać, że są to jedne z delikatniejszych omyłek, o które na czeskiej ziemi nie trudno.

Winiarską przygodę rozpoczęliśmy w winiarni Sonberk, która zgodnie z nazwą wznosi się na słonecznym wzgórzu usianym rzędami winorośli. Nowoczesna architektura winiarni i idea jej przyległości do winnicy pozwala na natychmiastowe przetwarzanie zbiorów. Mój szczególny zachwyt wzbudziła palava – wino z rdzennie morawskiej odmiany. Oprócz złotawego koloru tutejsza palava urzeka korzenno-waniliowym smakiem i delikatnym aromatem.

Długo można by się rozwodzić nad urokiem położonych na wzgórzach miast, takich jak Znojmo czy Mikulow. Są to idealne miejsca na spacer oraz odpoczynek w towarzystwie lampki wina. Niepozorny Kromieryż może się pochwalić aż trzema zabytkami UNESCO, z Pałacem Arcybiskupów i barokowym ogrodem na czele. Wszystkie te miasta charakteryzuje bogata historia, niespieszny rytm i bezlik klimatycznych uliczek. Naszym kolejnym morawskim odkryciem okazał się kompleks pałacowy Lednice. Odnowiony w stylu neogotyckim, wyposażony w przypałacową kawiarnię, palmiarnię oraz oranżerię, oferuje ponadto rejs łódką pośród ogrodów pełnych tajemniczych zaułków.

Zbaczając na chwilę z morawskiego winnego szlaku zawędrowaliśmy do austriackiego Poysdorfu. Miasto, poza Conchitą Wurst, słynie przede wszystkim z muzeum wina musującego, w Austrii zwanego sektem. Po odwiedzinach w muzeum Schlumberger Sektwelt, co odważniejsi mieli okazję otworzyć butelkę sekta jednym pociągnięciem tradycyjnej szabli. W kameralnym ogródku na tyłach muzeum degustowaliśmy bąbelkowy napój. Lampka musującego wina na drugie śniadanie nie zdarza się codziennie…

Zupełnie wyjątkowym miejscem okazały się Hnanice z winiarnią „Trávníček a Kořínek”, do której prowadzi droga pośród wiekowych, zdobionych kwiatami kolorowych piwniczek. „Trávníček a Kořínek” produkuje szeroką paletę białych orzeźwiających win między innymi z odmian riesling i chardonnay. Logo winnicy zostało wyróżnione za design, natomiast najciekawsze wydają się etykiety autorstwa słowackiej graficzki. Umieszczone na nich zwierzęta, takie jak dudek, modliszka czy ważka nawiązują do położenia winnicy u stóp Parku Narodowego Podyji. Do tego, bodaj ostatniego dzikiego kanionu Europy Środkowej, zawędrowaliśmy w celu odwiedzenia najsłynniejszej okolicznej winnicy Sobes. Aby do niej dotrzeć, musieliśmy przeprawić się przez most wiszący nad rzeką Dyją. Z gąszczu Narodowego Parku wyłania się niepozorna drewniana budka, w której rozlewane jest wino do degustacji. Spragnieni wędrowcy i cykliści mogą tutaj ukoić pragnienie w trakcie przemierzania jednego ze szlaków – wspaniałe rozwiązanie.

Punktem kulminacyjnym naszej enologicznej wyprawy była wizyta w Narodowym Centrum Wina w Valticach. Ta organizacja non profit ma na celu propagowanie win i winnic pochodzących z Republiki Czeskiej. Umieszczone w podziemiach zamku ogromne piwnice zachęcają do poznania krajowej winnej produkcji. Na pożegnanie, w równie rozległych piwnicach Valtickich Podziemi, młody czeski zespół zagrał nam tradycyjne melodie, choć nie zabrakło też Elvisa Presleya na cymbały, skrzypce i klarnet. Kolejny przejaw czeskiego radosnego dystansu do rzeczywistości.

Winiarska wycieczka uświadomiła nam, że Morawy potrafią zaskoczyć, zrelaksować, ukoić duszę i zmysły. Warto przystanąć i przyjrzeć się im nieco bliżej.

Dagna Tańska

PS. Wielbicieli czeskich klimatów zapraszamy na portal Czas Wina!

Nasze relacje z podróży

Zapisz się do
naszego newslettera!

Aby dołączyć do newslettera potwierdź swój email w wiadomości, którą właśnie wysłaliśmy na adres podany w formularzu.