Relacja z wyjazdu Winiarski grand tour po Węgrzech, 8 najważniejszych regionów w 8 dni – lipiec 2019
Takiej wyprawy na Węgry jeszcze wśród naszych klubowych wyjazdów nie było! Przez okrągły tydzień z wielkim zapałem zgłębialiśmy tajniki węgierskiego winiarstwa, a przy okazji także i kuchni – przejechaliśmy niemal dwa tysiące kilometrów, odwiedziliśmy jedenaście winiarni w ośmiu regionach winiarskich i spróbowaliśmy setki bardzo różnorodnych win.
Pod względem turystycznym dla wielu z nas prawdziwym odkryciem było niewielkich rozmiarów miasto Györ położone w zachodniej części kraju naszych bratanków. W tamte strony bowiem wcześniej nie dotarliśmy, zatem z wielkim zapałem delektowaliśmy się jego bardzo urokliwą, jakby z minionej epoki, atmosferą. Akurat bardzo odpowiednią, gdyż następnego dnia mieliśmy w planie udać się do klasztoru benedyktyńskiego Panonhalma, by spróbować powstających w tamtejszej winiarni win. Po degustacji zgodnie doszliśmy do wniosku, że początek naszych węgierskich peregrynacji był nad wyraz obiecujący. W tym mniemaniu utwierdziliśmy się jeszcze tego samego dnia dojeżdżając na nocleg w super nowoczesnym ośrodku Kreinbachera położonym w bezpośrednim sąsiedztwie góry Somló. Długo pozostawaliśmy pod nieodpartym urokiem tamtejszych rześkich, subtelnie mineralnych juhfarków i furmintów.
Kolejnym przystankiem było węgierskie morze czyli mieniący się kolorami Balaton z cudnie położonymi na wzgórzach winnicami obsadzonymi unikalnymi odmianami, spośród których największe wrażenie na wszystkich zrobiła, a właściwie powstałe z niej wina, kéknyelű. Cóż za fantastyczny potencjał! Piliśmy rocznik 2006 od Huby Szeremleya i nie mogliśmy się nadziwić cudownej złożoności i nieustającej świeżości wina. Po solidnej dawce bieli w naprawdę doskonałym wydaniu pomknęliśmy na południe, tuż pod granicę z Chorwacją, gdzie powstają najwspanialsze węgierskie wina czerwone. Naszym celem był pensjonat i winiarnia Josefa Bocka, gdzie niemal bezpośrednio po przyjeździe zaczęliśmy zaznajamiać się z jego produkcją. Zwiedziliśmy przepastne, mogące poszczycić się znakomitą akustyką piwnice, gdzie spróbowaliśmy znakomitego caberneta z linii selection.
Kolejnym przystankiem w podróży był Szekszard ze swoimi subtelnymi i zwiewnymi kadarkami i kekfrankosami. Tutaj też, konkretnie w winiarni Taklera, nastąpił nasz pierwszy kontakt z kultowym węgierskim winem czyli bikavérem. Szekszard to drugi obok Egeru region, który ma prawo do stosowania tej nazwy. Historycznie rzecz ujmując to właśnie stąd pochodzą pierwsze źródła pisane wzmiankujące to wino. Odwiedziliśmy także mniej oczywisty region winiarski Węgier o nazwie Matra, o którym przed wycieczką mało kto z naszej doborowej ekipy słyszał, a który za sprawą przyjęcia przez rodzinę Laczko oraz tworzonych przez nią win bez wątpienia zagości w naszej pamięci na długo. Z niekłamaną radością odkrywaliśmy atuty nieznanych dotychczas szczepów, takich jak zenit czy, dla odmiany doskonale znanych, takich jak szürkebarát. Doprawdy, jest co wspominać. Nie chciało się w ogóle od Laczko wyjeżdżać… Ale czekał na nas jeszcze barokowy, co prawda okazało się, że okrutnie rozkopany, Eger z piwnicami Lajosa Gala i Vilmosa Thummerera oraz arcyciekawa degustacja najlepszych bikaverów brawurowo poprowadzona przez Wojciecha Giebutę. A na osłodę Tokaj ze swoim wyjątkowym, zupełnie nie do podrobienia, płynnym złotem. Na pewno będzie co wspominać w długie zimowe wieczory…