Wśród pól lawendy

Wśród pól lawendy

Dorota Romanowska
czerwiec 2019

Relacja z wyjazdu Lazurowe Wybrzeże pachnące lawendą – czerwiec 2019

Aby zobaczyć w Prowansji kwitnące pola lawendy, należy odwiedzić ją w czerwcu lub lipcu. Problem tylko polega na tym, że wówczas panują tam upały trudne do zniesienia. Trzeba zatem przygotować się na gorąco i mężnie stawić otaczającej rzeczywistości czoła. Przy okazji wizyty o tej właśnie porze roku bez najmniejszych problemów uświadomimy sobie, dlaczego w Prowansji produkuje się aż tak wiele różowego wina i dlaczego tak niskie jest spożycie czerwonego. Dzielni Członkowie Klubu Domu Wina, którzy w czerwcu odbyli pionierską podróż w te urzekające pięknem strony, pojęli to już praktycznie pierwszego dnia pobytu.

A wcale nie było łatwo dotrzeć, w naszym przypadku, do Nicei, skąd zamierzaliśmy podróż rozpocząć. Wydawałoby się, że nie sprawi specjalnych trudności, wszak lot był bezpośredni, ale rzeczywistość okazała się lekko przytłaczająca. Summa summarum na Lazurowe Wybrzeże zamiast przed południem dotarliśmy porą zdecydowanie popołudniową i po szybkiej przekąsce w zabytkowym centrum, skąd inąd przepięknej i bardzo mało francuskiej w charakterze Nicei udaliśmy się w drogę na zachód, jako że w Château de Saint Martin czekała na nas pierwsza podczas tego wyjazdu degustacja.

Klimat miejsca, zabytkowe zabudowania oraz wina oczarowały nas w stopniu nie mniejszym niż podawane przekąski, na które składały się lokalne przepyszne wędliny i sery, a także znakomita oliwa. Jednym słowem – dobrze się zaczęło. Miasto fontann, czyli Aix-en-Provençe przywitało nas prawdziwie letnią, lekko senną atmosferą, której nader łatwo było się poddać. Co bardziej zdeterminowani udali się na przechadzkę wieczorową porą, pozostali zaś postanowili poczekać ze zgłębianiem uroków miasta Cezanne’a do dnia kolejnego. Główny bulwar Course Mirabeau na szczęście w przeszłości obsadzono dającymi cień drzewami, tak więc nawet w godzinach około południowych bez przeszkód mogliśmy oddać się podziwianiu uroków miasta.

Kolejna degustacja, tym razem w sielskim otoczeniu rosnących nieopodal Château Beaupré akacji tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że różowe prowansalskie wina jak żadne inne wtapiają się w ten niepowtarzalny klimat południa Francji. Podczas kolejnych dni tej niewątpliwie wyjątkowej wyprawy odwiedziliśmy Muzeum Lawendy, gdzie zapoznaliśmy się z procesem pozyskiwania drogocennych olejków z lavande fine, super bleue, jedynej uznawanej przez AOC i posiadającej nader złożony i wyrafinowany bukiet, którym nie może poszczycić się hybryda lavandin, uważana przez większość za lawendę. Ot, i okazało się, że skomplikowany jest nie tylko świat wina. Muszę przyznać, że grupa była nader dzielna, a może już zgłodniała? Kto to wie…, bo bez protestów raźno pomaszerowała w niemal czterdziestostopniowym upale pod górę, by w centrum uroczego, malowniczo położonego na wzgórzu Ménerbes spożyć lunch. Tym razem wina dostosowaliśmy do regionu, w którym znajdowaliśmy się w owym momencie i wybraliśmy do posiłku różowe, a jakże, sygnowane jako AOC Luberon, która to apelacja przynależy właściwie do Południowej Doliny Rodanu, ale takimi subtelnościami nikt z uczestników wyprawy nie zaprzątał sobie głowy. Najważniejsze, że wino było solidnie zbudowane, dobrze schłodzone i pyszne, no i oczywiście doskonale współgrało ze spożywaną przez nas perliczką. Potem jeszcze w iście ekspresowym tempie wizyta w cukierkowym Les Beaux de Provence i kolejna, ostatnia już tego dnia degustacja, tym razem w Domaine de La Vallongue.

Posiadłość okazała się być przepięknie położona w zabytkowych zabudowaniach na tle lekko postrzępionych gór. Tu także wina były znakomite, a atmosfera taka, że nie chciało się opuszczać tego miejsca. Ale przecież jeszcze tego samego wieczoru czekała na nas niegdysiejsza siedziba papieży, czyli otoczony pierścieniem murów obronnych Awinion, który na dwa dni miał się stać naszą bazą wypadową. W następnych dniach wykorzystując czas na maksa, odbyliśmy spacer szlakiem ochry w Parku Narodowym Luberon, startując z przecudnego miasteczka Roussillon. Lunch zjedliśmy w kolejnej perełce architektonicznej położonej oczywiście na wzgórzu czyli Gordes, by popołudniową porą odwiedzić romańskie opactwo Sénanque ze słynnymi polami lawendowymi. Na koniec czekała nas jeszcze degustacja tym razem win z typowo południowo rodańskich apelacji w siedzibie Alaina Jaume. Trzeba przyznać, że pomimo wszechobecnego upału tutejsze wina baaardzo przypadły nam do gustu. A był to wszakże zaledwie wstęp do tego, co czekało nas w kolejnych dniach, kiedy zamierzaliśmy zawrzeć bliższą znajomość ze słynnymi winami powstającymi w ramach apelacji Châteuneuf-du-Pape. Odwiedziliśmy także Orange ze swym wspaniale zachowanym, monumentalnych rozmiarów amfiteatrem rzymskim oraz maleńkie Tavel słynące z wyjątkowych, znakomicie starzejących się win różowych – jedynych, zarówno według Hemingwaya jak i Balzaka, które można traktować serio. Wizytę w Domaine Pelaquie wszyscy zapamiętają na długo – jedni ze względu na znakomite wina i podane do nich nader smakowite przekąski, drudzy za sprawą osoby podejmującej nas właścicielki i jej urodziwej pracownicy, a jeszcze inni z powodu kolorowych skórzanych toreb i cudownej urody, wielobarwnych jedwabnych apaszek. Są jeszcze tacy, którzy połączyli wszystkie aspekty tej ostatniej w ciągu wycieczki wizyty w całość i wspominać ją będą jako nader sympatyczny moment spinający prowansalski róż, który jak się okazało, może mieć bardzo wiele odcieni.

Nasze relacje z podróży

Aktualne oferty - Francja:

październik 2024

Burgundia dla poszukujących

5 dni
2024
wrzesień 2023

Korsyka – wina z tajemniczej wyspy

7 dni
2023
czerwiec 2023

Wina i zamki Doliny Loary

6 dni
2023
Wczytujemy więcej relacji...

Zapisz się do
naszego newslettera!