Relacja z wycieczki do Walencji i Murcji – maj 2022 roku
Hiszpański Lewant to umowna nazwa dla wschodniej części wybrzeża śródziemnomorskiego Hiszpanii. Chociaż zalicza się do Lewantu także nadmorskie prowincje Katalonii i andaluzyjską prowincję Almería, to jego serce stanowią dwie wspólnoty autonomiczne – Walencja i Murcja. I to właśnie one stanowiły cel naszej kolejnej winiarskiej, ale nie tylko, wyprawy.
Z dwóch odwiedzonych przez nas podczas tygodniowej podróży wspólnot autonomicznych na pewno to Walencja jest dużo bardziej znana. Dzieje się tak za sprawą i jej wspaniałej stolicy o tej samej nazwie – miasta naprawdę urody niepośledniej – jak i licznych ośrodków wypoczynkowych usytuowanych na wybrzeżu. Murcja zdecydowanie pozostaje w cieniu swej sąsiadki. Pozornie nie ma tak wiele jak ona do zaoferowania przybyszom, ale my postanowiliśmy dowieść, że pozory nierzadko solidnie mylą. Zatem nazajutrz po wylądowaniu w Alicante udaliśmy się na południe. Postanowiliśmy zbadać Murcję pod względem winiarskim i gastronomicznym, a także krajoznawczym. Na celowniku w pierwszej kolejności znalazły się trzy tamtejsze apelacje, z których w szerokim świecie znana jest jako tako jedynie Jumilla, a o pozostałych – Bullas i Yecla – to przed wycieczką nikt z uczestników nie słyszał. Wielką zatem niespodzianką okazały się być znakomite wina z odmiany monastrell, zachwycające zarówno w wersji wytrawnej jak i słodkiej. Monastrellowi nietrudno było nas do siebie przekonać – soczysta owocowość, krągłość i wspaniała aromatyczność powstałych z niego win zjednały sobie nas bez najmniejszego problemu. Organoleptycznie sprawdziliśmy, że zupełnie inne wina powstają w apelacji Bullas niż w Jumilli czy Yecla. Podczas długiego spaceru nadmorskim szlakiem przekonaliśmy się, jak piękne potrafi być mało komu znane wybrzeże Murcji przy okazji dowiadując się, gdzie można zażywać leczniczych kąpieli błotnych. Podczas nader długiego lunchu w Torrevieja sprawdziliśmy, że sława gastronomii Murcji bynajmniej nie jest przereklamowana. Podobnie zresztą jak i uroda wzniesionej na stołecznej starówce wspaniałej katedry, od fasady której trudno było oderwać wzrok.
Wina z monastrela pokochaliśmy bez problemu; trochę więcej wysiłku kosztowało nas zaakceptowanie charakteru bobala, ale także i ten endemiczny tym razem dla Walencji szczep zjednał nas sobie na dobre za sprawą powstających w Vera Estena win. Podczas pobytu w Walencji nie mogliśmy przecież odmówić sobie zaglądnięcia do winiarni w apelacji Utiel-Requena, w której bezapelacyjnym królem jest bobal właśnie. Spróbowaliśmy tam także win musujących cava, jako że ta apelacja cieszy się przywilejem tworzenia ich i określania nazwą taką samą, jaką stosuje się w Katalonii. Podczas lunchu w Vera Estenas piliśmy także wina z pojedynczych działek; mają tam dwie parcele o na tyle wyjątkowych parametrach, że pochodzące z nich winogrona winifikowane osobno dają wina sygnowane DOP Pago Vera de Estenas. Obydwa – zarówno chardonnay jak merlot – były naprawdę znakomite. Tak jak i atmosfera podczas całej wizyty, której wspomnienie na pewno na dłużej zagości w pamięci uczestników.
Stolica wspólnoty autonomicznej o nazwie Walencja powitała nas w dość niecodzienny dla siebie sposób – ujrzeliśmy ją bowiem w rzęsistym deszczu, pod solidną czapą z chmur. Na szczęście na drugi dzień aura się jakoś ogarnęła i Walencja zaprezentowała się w pełnej krasie pod bezchmurnym, jak ma w zwyczaju, nieprawdopodobnie błękitnym niebem. Tym samym zwiedzanie, najpierw przecudnej urody starówki, a potem – dla kontrastu – bynajmniej nie mniej oszałamiających przykładów architektury jak najbardziej współczesnej – Palau de les Arts Reina Sofia – przebiegło w optymalnych warunkach. Jednak wiosna to doskonała pora na podróże!