Alzacja pod wieloma względami jest wyjątkowa. Zachwyca bajecznie kolorowymi domami z pruskiego muru, zwisającymi z okien soczyście czerwonymi pelargoniami w ilościach niespotykanych nigdzie indziej oraz gniazdami bocianimi na wieżach kościołów, słupach i dachach.
Niewielka, położona u stóp Wogezów kraina ciągnąca się wąskim pasem (ma niewiele więcej niż 50 km szerokości) na prawym brzegu rzeki Ill, dopływu Renu, ma za sobą bardzo burzliwą przeszłość. Będąc ostatnią kością niezgody w długotrwałym sporze granicznym między Francją a Niemcami, kilkakrotnie zmieniała przynależność państwową. Dziś w granicach Francji jest z pewnością najmniej francuskim jej regionem. Wyraźnie różni się od reszty kraju zarówno pod względem architektury, jak i kuchni oraz win. Ojczysty język tutejszych mieszkańców – alzacki – również jest „inny”; to jeden z alemańskich dialektów niemieckiego. Teraz, naturalnie, wszyscy mówią tu po francusku, ale niemiecki także jest wszechobecny. W efekcie przemierzający urokliwe alzackie tereny turyści nierzadko odnoszą wrażenie, jakby przebywali na terytorium Niemiec. A jak zaczną eksplorować alzackie winnice i degustować zawartość lokalnych piwnic, jeszcze wyraźniej uzmysłowią sobie wpływy germańskie.
Powstające tu wina są po pierwsze głównie białe, po drugie prawie zawsze odmianowe (wyjątek stanowi edelzwicker będący kupażem różnych białych odmian). Podczas pierwszej klubowej wycieczki w te strony mieliśmy cztery dni na wyrobienie sobie zdania na ich temat i właściwie byliśmy jednomyślni; tak bardzo przypadły wszystkim do gustu cechujące je świeżość i lekkość oraz subtelny bukiet i takiż smak. Nawet najzagorzalsi zwolennicy win czerwonych spasowali i zamiast raczyć się lokalnymi pinot noirami z ochotą sięgali po szlachetną biel, zarówno w wersji spokojnej, co musującej. Alzacja bowiem cieszy się zasłużoną sławą znakomitego producenta win musujących wyrabianych metodą klasyczną – crémant d’Alsace. W przypadku tych win w równym stopniu na uwagę zasługiwały wersje białe, jak i różowe. Oj, naprawdę było co degustować, szczególnie że każdy producent robi wiele najróżniejszych win.
Podczas wizyt w kolejnych winiarniach dobitnie można się było przekonać, że biel bieli nierówna, a różnice dotyczą bynajmniej nie tylko wyższej lub niższej zawartości cukru resztkowego. U progu lata naprawdę warto było trochę pogłębić wiedzę na ten temat, a przy okazji uzupełnić domowe zapasy. Lekkie problemy ze smakowaniem lokalnych specjałów mieli tylko entuzjaści najbardziej tradycyjnej gastronomii, gdyż sławna na całą bez mała Europę kuchnia alzacka oparta na kapuście niewiele ma do zaoferowania wiosenną porą. To znaczy, w kartach restauracji jest wiele smakowitych, lekkich sezonowych dań, tylko że akurat w maju opartych w dużej mierze na szparagach, a nie na kapuście, czemu zresztą trudno się dziwić. Zatem najbardziej stanowczy uczestnicy wycieczki, którzy wykazując się godną podziwu determinacją jednak sięgnęli po słynne choucroute, czyli kapuchę z kiełbasą, parówką i boczkiem, poczuli się lekko zdegustowani. Ale takie właśnie są prawa sezonowości i lepiej z nimi nie walczyć… Za to jedno z najbardziej lokalnych, a jednocześnie najprostszych dań pod słońcem – tarte flambée – w majowym słońcu smakowało znakomicie. Entuzjastom dań kapuścianych nie pozostaje zatem nic innego, jak powrócić do Alzacji jesienną porą, gdy kapusta święci w lokalnych restauracjach tryumf. A winnice wyglądają prawdziwie zjawiskowo i baaardzo długo pozostają w pamięci, tak jak powstałe z ich owoców prawdziwie szlachetne, zupełnie wyjątkowe wina.