Autorem tekstu jest nasza stała podróżniczka, Pani Wioletta Kawka
Po raz pierwszy zmęczenie nie pozwoliło mi napisać relacji z podróży na bieżąco, ale pobudka o 3 rano po dwóch godzinach snu, jazda do Warszawy, lot i dzień pełen wrażeń zakończony nocnym spacerem po tętniącym życiem Londynie rozłożył mnie tak dokumentnie, że „padłam jak kawka”… Obudzona promieniami słońca świecącego nad wieżą katedry Westminster uzupełniam relację z pierwszego dnia londyńskiej przygody. Po spokojnym locie i zakwaterowaniu w pięknie położonym we wspomnianej już dzielnicy Westminster hotelu The Belgrave wyruszyliśmy na kolację u Jamiego Oliviera. Jakież było nasze zdziwienie, gdy przybywszy do słynnej Restauracji Fifteen, pocałowaliśmy przysłowiową klamkę. Okazało się, że dzień wcześniej bank zamknął wszystkie restauracje słynnego kucharza… Nie wiedzieliśmy, czy śmiać się czy płakać, ale oczywiście nasz opiekun Wojciech Giebuta szybko zorganizował nie mniej ciekawe miejsce, dzięki czemu w restauracji prowadzonej przez cudowną włoską ekipę popełniliśmy kolejny grzech nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. Na stole pojawiły się grillowane warzywa, owoce morza, wędliny, ryby i pizze, a doskonale dobrane przez Wojtka wina lały się niczym z rogu obfitości. Potem długi spacer po słynnych londyńskich dzielnicach: City, West End, Soho, zakończony na Trafalgar Square i powrót do hotelu charakterystyczną londyńską taksówką. Pierwszy dzień za nami. Nawet bankructwo Oliviera nie zepsuje nam radosnego oczekiwania na kolejne atrakcje, a zaraz ruszamy do Tower!Tower of London to prawdziwa uczta dla zwiedzających. Jest to zarazem pałac, forteca, więzienie i miejsce egzekucji. Mieści się tu Jewel House, w którym wystawiono bezcenne klejnoty koronne.
Budowę Tower rozpoczął w XI wieku Wilhelm Zdobywca, ale nam przede wszystkim kojarzy się z Henrykiem VIII i jego sześcioma żonami. Nasza przewodniczka, pani Grażyna, nauczyła nas rymowanki w języku angielskim, która pomaga zapamiętać losy żon tego angielskiego władcy. W tłumaczeniu będzie to – rozwód, ścięta, zmarła, rozwód, ścięta, przeżyła (męża).
Symbolami Tower są kruki, traktowane tu jako pełnoprawni mieszkańcy, oraz barwni i sympatyczni yeomen warders, zwani beefeaters, którzy służą jako przewodnicy, ale także chętnie pozują do zdjęć.
Po takiej lekcji historii jedziemy do Twinings, założonej w 1706 roku herbaciarni, która od pokoleń dostarcza herbatę brytyjskim monarchom.
Cudowne warsztaty nauczyły nas, jak produkowane są poszczególne rodzaje herbat – jak je rozpoznać, przygotować, a przede wszystkim jak rozkoszować się tym naparem, którego codzienna filiżanka jest zwyczajem wszystkich Brytyjczyków.
Tyle za nami… piękna pogoda zachęca do spacerów, a przecież wieczorem kolejne atrakcje. Na dzisiaj planowana jest jeszcze premiera w Covent Garden Theatre.
„Londyn operowy”, czyli nazwa naszej wyprawy wyjaśnia, co jest głównym jej celem. Zatem w piątkowy wieczór wszyscy galowo ubrani jedziemy do Covent Garden Theatre (Royal Opera House) na premierę utworu Umberto Giordano „Andrea Chénier”. Tytuł mało znany osobom spoza operowych kręgów, ale jeśli wymieni się obsadę -tenor Roberto Alagna (mąż polskiej sopranistki Aleksandry Kurzak) i sopran Sondry Radvanovsky, oraz baryton Dimitri Platanias z towarzyszeniem chóru, baletu i orkiestry pod batutą Daniela Orena – to nie dziwi fakt, że nie tylko nam, zaczynającym swoją przygodę z operą, ale również stałym bywalcom i znawcom, zapierało dech w piersiach i ukradkiem wycieraliśmy łzy wzruszenia i zachwytu… Londyńska Opera Królewska, obok mediolańskiej La Scali, Opery Wiedeńskiej czy Metropolitan Opery, należy do najznakomitszych i najpiękniejszych scen operowych świata. Piękne wnętrza, wszechobecne dekoracje przypominające przeznaczenie budynku, wyśmienita kolacja i jak zawsze cudowna opieka Wojciecha Giebuty, a przede wszystkim fantastyczne przedstawienie sprawiają, że wieczór ten możemy zaliczyć do najlepszych naszych spotkań z operą.
Londyn może wydawać się zbyt duży i ruchliwy. Jest młody duchem, ale jednocześnie pełen georgiańskich domów, bogactwa zdobień wiktoriańskich pubów, ferii pelargonii przed Pałacem Buckingham czy blasku mosiężnych kołatek na drzwiach.
W City niewątpliwie są pieniądze, na West Endzie splendor, w Soho nocny luz i zabawa, ale od czasu, kiedy ponad tysiąc lat temu król polecił wybudować swoją nową siedzibę w Westminster, to właśnie z tego miejsca rozdaje się karty. Niedaleko królewskiego pałacu znajduje się Downing Street, gdzie wczoraj, pod nr 10, pani premier Theresa May, ogłosiła swoją rezygnację.
Wszystkie te miejsca były na trasie naszego dzisiejszego spaceru, podczas którego zastanawialiśmy się, czy czasem nie przynosimy pecha… bankructwo Jamiego Olivera, rezygnacja Theresy May, zawirowania na giełdzie… Trochę dużo jak na weekendowy pobyt.
Niezrażeni jednak tymi sensacjami, zwiedzamy, zwiedzamy, zwiedzamy!
W kwietniu 1824 Izba Gmin zgodziła się zapłacić 57 000 funtów za kolekcję 38 obrazów bankiera Johna Juliusa Angersteina. Dzieła te stanowiły podstawę narodowej kolekcji służącej edukacji szerokich rzesz odbiorców. Wolny wstęp, łatwa dostępność miejsca, wydłużone godziny otwarcia zapewniają, że z rozbudowywanej przez lata kolekcji mogą korzystać wszyscy i nie jest ona ekskluzywną wystawą przeznaczoną tylko dla uprzywilejowanych widzów.
Gdyby pokusić się o wytypowanie pięciu obrazów, które trzeba obejrzeć, natychmiast musiałyby powstać kolejne listy, bo jak wybrać pięć z kolekcji liczącej ponad dwa tysiące…
Moja piątka, to mieszanka stylów i tematów:
Leonardo da Vinci – Madonna w grocie
Caravaggio – Wieczerza w Emmaus
Jan van Eyck – Portret małżonków Arnolfini
Georg Strubbs – Whistlejacket
William Turner – Ostatnia droga Temeraire’a
ale za tymi wymienionymi kolejne setki „piątek”, bo nie da się pominąć, takich artystów jak: Uccello, Cezanne, Turner, Georges Seurat, Douais, Gainsborough, Titian, Constable, Velazguez, Guido Reni, Botticelli, Bronzino, Michał Anioł, Canaletto, Cezanne, Degas, Renoir, Delaroche…
Tyle obejrzeliśmy pod pięknym przewodnictwem Wojciecha Giebuty, przy którym chłonęliśmy wiedzę i prosiliśmy o więcej i więcej! Niestety czas biegnie nieubłaganie, samolot nie poczeka i nasza londyńska przygoda musi się skończyć.
Na pocieszenie pozostaje myśl, że kolejne wyprawy z Podróżami z Winem są już zarezerwowane, więc to nie koniec spotkań we wspaniałych miejscach, z cudownymi ludźmi, sztuką, operą, winem i wszystkim tym, co jest charakterystyczne dla Klubu Domu Wina. Do zobaczenia na kolejnych wyprawach!