Relacja z wycieczki do Toskanii – sierpień 2022 roku
Z Klubem Domu Wina Toskanię zazwyczaj odwiedzamy wiosną lub jesienią z jednym wszakże wyjątkiem, kiedy to niezrażeni lejącym się z nieba żarem decydujemy się posłuchać oper Giacoma Pucciniego letnią porą podczas trwającego wówczas festiwalu nad ukochanym przez maestra jeziorem Massaciuccoli.
Serce nie sługa a miłość nie wybiera, zatem jak ktoś kocha dzieła Pucciniego, to i do Toskanii wybierze się w samym środku lata. Wtedy bowiem odbywa się poświęcony kompozytorowi festiwal operowy, podczas którego wystawiane są jego opery. O tym, że nie wszystkie inscenizacje odpowiadają naszym wyobrażeniom na temat konkretnych utworów mogliśmy przekonać się już podczas pierwszej wizyty we wzniesionym na brzegu jeziora amfiteatrze, kiedy wystawiano ostatnią, niedokończoną przez Pucciniego operę Turandot. Wspomnienie szaroburej, oszczędnej w wyrazie scenografii i takiż kostiumów, wysoce dyskusyjny sopran artystki śpiewającej partie Turandot w połączeniu z nadchodzącą, jak się w pewnej chwili wydawało, burzą na pewno zagości w naszej pamięci na dłużej. Dramatyzm sytuacji wzmagał coraz mocniej dujący wiatr wywołujący solidne fale na jeziorze i dość malowniczo rozwiewający szaty Turandot. Ostatecznie zaczęło padać, spektakl praktycznie tuż przed końcem przerwano, zatem można powiedzieć, że dość wiernie podążyliśmy śladami mistrza, który nie zdołał dokończyć opery – on pisać, a my oglądać przedstawienia. Wcześniej odwiedziliśmy willę, gdzie przez lata mieszkał Puccini i w której murach skomponował szereg swych największych dzieł. Zwiedziliśmy także jego rodzinne miasto – Lukkę – jakimś cudem, pomimo swej niezaprzeczalnej urody i czaru, pozostającej cały czas na uboczu głównych szlaków turystycznych wiodących przez Toskanię. Warto mieć ten fakt na uwadze planując podróż w te strony, bo miasto naprawdę jest piękne, pełne zabytków, a przy tym niekoniecznie zadeptane przez tabuny uczestników wycieczek autokarowych. Oczywiście nie odmówiliśmy sobie wizyty w domu, w którym urodził się i do momentu wyjazdu na studia w Mediolanie mieszkał Puccini, wstąpiliśmy do kościoła San Michele in Foro, uważanego za najpiękniejszy w mieście, w którym Puccini po raz pierwszy publicznie, jako nastolatek, grał na organach swoją kompozycję podczas mszy w Zielone Świątki. Oczywiście dotarliśmy także do wspaniałej katedry i jedynego w swoim rodzaju głównego placu w mieście – Piazza Anfiteatro. Jak wskazują jego nazwa i kształt, zbudowano go na pozostałościach starożytnego rzymskiego amfiteatru, który z kolei wzniesiono w I lub II wieku n.e. poza ówczesnymi murami miejskimi, w pobliżu północnej bramy.
Chociaż podczas tego wyjazdu do Toskanii koncentrowaliśmy się głównie na operze, to nie mogliśmy sobie odmówić odwiedzenia jednej z winiarni usytuowanych na urokliwych wzgórzach nieopodal Lukki, gdzie lekko zaskoczeni, skosztowaliśmy win z francuskich odmian winorośli takich jak cabernet sauvignon, cabernet franc i merlot, królujących na tych obszarach ze względu na zaszłości historyczne związane z obecnością Francuzów. Dziwne to było uczucie – kosztować toskańskich win bez najmniejszej nawet domieszki sangiovese! Podobna sytuacja miała miejsce podczas degustacji przygotowanej dla nas w willi – doprawdy, było bardzo z francuska, a wśród próbowanych tam win znalazło się jeszcze z odmiany syrah… W obronie prawdziwie toskańskiej tradycji wystąpiło tylko mocno wybarwione, niemal pomarańczowe vin santo.
Drugie obejrzane przez nas przedstawienie podczas Festiwalu Pucciniego w Torre del Lago nie wzbudziło już takich kontrowersji jak Turandot – Tosca bez wyjątku przypadła nam do gustu, a wszyscy zgodnie orzekliśmy, że śpiewający partię Scarpii Roberto Frontali był znakomity. Tym razem obyło się bez ekscesów ze strony aury i w spokoju mogliśmy dokończyć oglądanie przedstawienia. Na koniec pobytu w Toskanii, by w pełni wykorzystać czas przed wylotem do Polski, dostarczyliśmy sobie jeszcze doznań estetycznych najwyższych lotów odwiedzając Piazza dei Miracoli w Pizie, jako że niezaprzeczalną urodę wzniesionych na nim budowli kontemplować można praktycznie w nieskończoność, za każdym razem zwracając uwagę na inny, dotychczas niedostrzeżony, a zachwycający maestrią, szczegół.