Relacja z wyjazdu do Meksyku Między tequilą, a winem w styczniu 2024 roku
Barwny i ekscytujący pod wieloma względami Meksyk nie jest może krajem o najsilniejszych konotacjach winiarskich, dlatego tym bardziej cieszy, że już kolejny raz z członkami Klubu Domu Wina udało się nam odbyć niezapomnianą wyprawę w tamte strony. Przemierzyliśmy znaczną część olbrzymiego terytorium Meksyku przemieszczając się z zachodnich rubieży do jego serca czyli Ciudad de México.
Po krótkim pobycie w stolicy ruszyliśmy do miejsca, gdzie najsilniej bije serce meksykańskiego przemysłu winiarskiego czyli do stanu Baja California, charakterem zdecydowanie odbiegającego od reszty kraju. Przemieszczając się między kolejnymi winnicami zachwycaliśmy się błękitnym niebem i wspaniałymi krajobrazami, chociaż winnice prezentowały zdecydowanie zimową szatę. Tyle, że jej meksykańska wersja zdawała się być przetykana promieniami słońca, których obecność styczniową porą zdecydowanie wprawiała nas w dobry nastrój. Szczególnie, że odwiedziliśmy dwie zupełnie różne w charakterze winiarnie, ale obydwie ze znakomitymi winami. Wspaniała pod każdym względem, butikowa w pełnym tego słowa znaczeniu Adobe Guadalupe ze swoimi „anielskimi” winami i dużo większa, ale znakomicie zorganizowana, przepięknie położona Monte Xanic, pozwoliły nam zrozumieć, co naprawdę dzieje się obecnie w sektorze winiarskim Meksyku i jak różnorodne powstają w nim wina. W stolicy winiarskiej Meksyku czyli niewielkim miasteczku Ensenada wstąpiliśmy do kultowego baru Hussong’s, w którym, według jednej z wersji, narodził się słynny drink margarita.
Po opuszczeniu bardzo amerykańskiego w charakterze stanu Baja California kolejne winiarnie odwiedziliśmy jeszcze w stanie Querétaro, a podczas lunchu w mieniącym się kolorami mieście Guanajuato spróbowaliśmy także win powstających w stanie o tej samej nazwie. Oszołomieni patrzyliśmy na etykiety tamtejszych win informujące, że oto dana butelka zawiera kupaż nebbiolo z sangiovese! Oczywiście poczuliśmy się w obowiązku sprawdzić, jak takie wino smakuje, jako że w Piemoncie – ojczyźnie nebbiolo – raczej niewielkie są szanse by trafić na takie zestawienie. Nasza podróż po Meksyku nie ograniczyła się jedynie do odwiedzania winnic; pragnęliśmy chłonąć szeroko pojmowaną kulturę tego rozległego kraju, zatem przemieszczając się z zachodu na wschód Meksyku odwiedzaliśmy cudownej urody kolonialne miasta, gdzie raczyliśmy się miejscową kuchnią oraz charakterystycznymi dla danego obszaru trunkami. Tym samym nie mogliśmy pominąć uroczego kolonialnego miasteczka, które dało nazwę narodowemu alkoholowi kraju czyli Tequili. Wokół roi się od upraw niebieskiej agawy i producentów tego znakomitego trunku. Naturalnie zawitaliśmy do jednego z nich, by zapoznać się z procesem produkcji tequili i spróbować jej w kilku odsłonach.
Dotarliśmy także do Guadalajary, Guanajuato, San Miguel de Allende, Querétaro i Taxco, a każde z tych miejsc jest wyjątkowe na swój sposób. Miasta te są jedyne w swoim rodzaju, stanowią bowiem frapującą, nie do podrobienia mieszankę tego co autochtoniczne z tym wszystkim, co przywieźli ze sobą konkwistadorzy. W założeniu miały być hiszpańskie, ale nigdy tak do końca nie udało się im to; od samego początku stanowiły swoistą fuzję kultur, którą czarują przybyszów do dziś. Podczas tej wyprawy tylko w jednym miejscu zetknęliśmy się z bogatą prekolumbijską przeszłością tego niesamowitego kraju odwiedzając słynne stanowisko archeologiczne nieopodal stolicy – Teotihuacán. Zaległości dotyczące historii kultur rozwijających się na terenie dzisiejszego Meksyku zanim przybyli nań Hiszpanie zamierzamy nadrobić podczas kolejnej, planowanej na 2026 wyprawy, przemierzając południowe stany kraju i docierając także na Jukatan oraz, śladami Majów, na terytorium dzisiejszej Gwatemali.